fbpx

Dlaczego kobieta z obciążeniami nie osiągnie kulturystycznej sylwetki

Chcę schudnąć, ale nie chce być umięśniona jak facet!”. To jeden z najczęściej powtarzanych przez damska część społeczeństwa argumentów na to, aby nie włączać do swojej aktywności treningu siłowego. Czy słuszny? Gdybym mógł pozwolić sobie na odrobinę uszczypliwości to całość mógłbym skwitować odpowiedzią – gdyby to było takie proste, już dawno byłbym chodzącym studziesięcio kilogramowym mięśniakiem bez grama tłuszczu, a jednak po latach nadal nie jestem ( ;(().

Śmiem jednak twierdzić, że takie podejście nie przekona was Drogie Panie do rychłego złapania za sztangę i rzucenia się w wir martwych ciągów, przysiadów i innych ćwiczeń znanych z niedotkniętych damską ręką spoconych piwnic pełnych karków.

Wychodząc jednak z tego prześmiewczego tonu, na który pozwoliłem sobie nieprzypadkowo, spojrzymy na temat mniej stereotypowo, aczkolwiek od tych stereotypów zaczniemy.

Otóż moim skromnym zdaniem, te właśnie stereotypy winne są takiego, a nie innego stanu rzeczy. O ile rynek się zmienia, i coraz więcej sensownej merytoryki przebija się do działań marketingowych, to nadal jednak zewsząd uderzają w nas wspomniane wyżej 110kg miśki z całym krwionośnym widocznym pod skórą, czy też dziewczyny o talii 10cm z barkami wielkości mojej głowy, oraz pośladkami wielkości? Już nie wiem czego. I nie mówię, że coś jest z nimi nie tak. Najczęściej to zawodnicy co najmniej krajowej klasy, których można podziwiać za wytrwałość i etykę pracy. Niemniej nie pomaga to w zbudowaniu realnego obrazu tego, jak kobiece ciało reaguje na trening siłowy, a jest raczej dokładnie nie tak, jak sobie to wyobrażamy.

Jeżeli więc nie należysz do 5% populacji kobiet o znacznie podwyższonym poziomie testosteronu wszystkie zmartwienia o staniu się umięśnioną jak facet kobietą możesz po prostu wrzucić do kosza zmartwień niepotrzebnych, a następnie ten kosz opróżnić.

Powiedzenie, że trening siłowy nie buduje czy też nie wzmacnia mięśni byłoby grubym przekrętem. Nie sam fakt budowania mięśni jest tutaj istotny, lecz tempo w jakim kobiece ciało jest w stanie ten mięsień rozwijać, oraz genetyczny limit jego wielkości.

Otóż sytuacja, w której wasze mięśnie „rosną” i stają się silniejsze jest absolutnie pożądana moje drogie Panie. I nie mówię tutaj o rosnących obwodach ud (która z was o tym nie pomyślała niech pierwsza zostawi komentarz), czy też barkach jak kule armatnie.

Przez powyższe mam na myśli wzmocnienie się ciała, co jest już benefitem samym w sobie, choćby ze względów zdrowotnych. Według mnie to akurat najlepszy argument na dźwiganie, ale spokojnie, mam coś, co powinno was przekonać. Numero uno – większy udział % tkanki mięśniowej w składzie ciała = szybszy metabolizm, czyli ciało same z siebie już pochłania więcej kalorii w rytmie dobowym, co skutkuje zwiększeniem tempa utraty tkanki tłuszczowej (oczywiście przy założeniu, że tego deficytu nie przejemy). Numero secundo – jędrność.

Stonowane i jędrne uda i pośladki oraz ramiona to jest „cel” który większość trenerów słyszy na niemal każdej konsultacji treningowej. Niestety setki kilometrów na bieżni czy godziny na spinningu nie są ćwiczeniem obciążającym nasze mięśnie w pełnym zakresie ruchu, co w skrócie powoduje, że ten mięsień nie wzmacnia i nie ujędrnia się tak dobrze, jak po dobrze zaprogramowanym treningu oporowym.

Podsumowując pokuszę się o stwierdzenie, że wraz z sensownie dobraną dietą, trening siłowy będzie najskuteczniejszym i też najzdrowszym sposobem na dojście do wymarzonej sylwetki. A obawy o wielkich żylastych mięśniach zostawcie nam mężczyznom – my zamartwiamy się tym, że mimo tego testosteronu nigdy nie uda nam się do tego miejsca dotrzeć!

Trzymajcie się ciepło!

Autor artykułu: Adrian Morąg

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Call Now Button